To, co się ze mną dzisiaj dzieje jest czymś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam w takiej skali! Wiem, że będę do tego wracać i do tej daty (2 wrzesień 2024), gdyż wydarzyły się dla mnie przełomowe objawy, przełomowe symptomy.
Od niedzieli 25 sierpnia czuję się szczególnie osłabiona. Byłam na urodzinach brata i miałam styczność z chorymi rodzicami. Niewielką styczność, ale mimo wszystko później, kiedy wracałam do swojego domu poczułam się słabiej. Byłam pewna, że to chwilowa sytuacja, tak jak podczas sesji. Kiedy mam styczność z osłabionym klientem, ja też czuję te dolegliwości, później nabieram sił i jestem już sobą. To zdolności diagnostyczne, które mam, kiedy znajduję się w zasięgu pola elektromagnetycznego klienta.
Zdziwiło mnie, że osłabienie nie tylko nie schodziło ze mnie, ale wręcz się pogłębiało. Dodatkowo pojawiły się nowe symptomy przebudzenia Kundalini. Te symptomy związane są z moją twarzą przede wszystkim. Dotyczą czaszki, kości nosowej, szczęki. Czułam i czuję je tak, jakby coś działo się z kośćmi, jakby były w ruchu, jakby następowały jakieś zmiany w formie, jakby moja twarz się modelowała. Co jakiś czas chodzę do lustra i sprawdzam, czy coś się zmieniło, bo mam wrażenie, jakby miała zmienić się moja twarz. To jest tak zaskakujące i niezwykłe uczucie… Trudne do opisania.
Dzisiaj wstałam minutę przed budzikiem. I czułam się zupełnie inaczej. Jakbym była w trochę innym wymiarze. Nie myślę dzisiaj ostro, i nie myślę ostro już ponad tydzień mam wrażenie. Miałam dziś poczucie, że wszystko dzieje się samo. Wszystko dzieje się automatycznie. Miałam wrażenie, że patrzę na ciało, jako swojego awatara, którego przygotowuję do pracy. Dopadały mnie co chwilę uderzenia w głowę, jakby strzały, jakby ktoś wbijał mi grubą igłę i wyciągał i powodowało to zaburzenie świadomości, chwilowe otępienie. Z nosa zaczęła lecieć krew. Delikatnie. Oczy przeszklone. Mrowienie twarzy, odrętwienie twarzy. Nagłe skurcze w obszarze całego ciała i nagłe, chwilowe bóle.
Rosnące ciśnienie w głowie ogłuszało mnie i oślepiało. Mimo okularów przeciwsłonecznych w drodze do biura mrużyłam i przymykałam oczy co chwilę. Miałam wrażenie, że to nie ja kieruję ciałem. Czułam pojawiające się wciąż nowe dolegliwości, ale byłam jakby za mgłą tego, co robiłam z ciałem, gdzie je kierowałam.
W biurze zaskoczyła mnie skala bólu, jakiego nagle doświadczyłam. Kręciło mi się w głowie, ciężko mi było oddychać. Czułam się wysuszona i spocona. Czułam żar od środka i postępujący ból. Ciśnienie w głowie jeszcze bardziej rosło. Oczy zaczęły łzawić. Ogłuszyło mnie. Zaczęłam się trząść, ale nie z zimna czy gorąca, po prostu moje ciało się trzęsło i nie mogłam tego opanować.
Wróciłam do domu. Znowu ciśnienie. W klatce piersiowej, w głowie. Miałam wrażenie, że wysadzi mi mózg i krew wytryśnie mi z uszu. Takie miałam uczucie. Dosłownie. Poczułam silne ściągnięcie w barkach, w karku. Teraz przeszło. Naprawdę czuję się jakby dosłownie każdy element mojego ciała ulegał przemianie.
Mimo wszystko najgorsze są te ogłuszające strzały. Czuję się jakbym straciła przytomność, straciła świadomość tego, co się dzieje, gdzie jestem, co robię. Na szczęście to trwa maksymalnie kilka minut i wracam do względnego poziomu rzeczywistości. Mam wrażenie, że widzę inaczej, czuję inaczej, na razie jestem w szoku, nie wiem, co mam myśleć, jak myśleć…
Ach… tak… Zęby. Już któryś dzień bolą mnie zęby, ale tak całościowo. Najogólniej mówiąc czuję tak jakby wszystkie kości, stawy, chrząstki twarzy i głowy. Czuję, jakby coś się tam działo. To wrażenie jest dla mnie naprawdę wielkim zaskoczeniem. Nie pamiętam, bym czytała gdzieś o takich symptomach. To, że plączą się kończyny, ciało się rzuca, kurczy, trzęsie, że boli, parzy, albo marznie to wiem nie tylko na swoim przykładzie, ale też z opisów innych osób doświadczonych przebudzeniem Kundalini. Ale uczucie formowania się twarzy… Tego sobie nie przypominam. Ciesze się, że robię sobie zdjęcia od kilku lat i widzę zmiany, które następują. Widzę, że moja szczęka stała się bardziej solidna, że spojrzenie jest bardzo pewne, głębokie. Widzę, że moje usta stały się pełniejsze i mają inny wyraz. Widzę, że jestem bardziej wyprostowana i nie przyjmuję już pozycji pochylonej głowy. Teraz bardziej patrzę przed siebie lub z góry, ale już nie z dołu. Świadczy to o pewności siebie, którą nabrałam, o sile, o uczuciu wdzięczności, które teraz jest też bardziej widoczne na zewnątrz.
Co więc może zmienić się jeszcze? Czy to możliwe, by w procesie transformacji Kundalini zaszły duże zmiany wizualne? Na tyle duże, że można by je mylić z operacjami chirurgicznymi? Jestem tego bardzo ciekawa. Może mylnie odbieram te uczucia w kościach, odbieram je tak, jakby coś się modyfikowało, coś zmieniało, cos przesuwało, przekształcało. Bardzo nietypowe uczucia. Ale może wizualnie nic się nie zdarzy? Czas powie!
W wieku około 12 lat temperatura mojego ciała uległa obniżeniu do około 34-35 stopni. Od tej pory nie miałam gorączki, a każda moja choroba to był ból gardła i utrata głosu na około 3-4 dni. W 2022 roku przez jeden dzień miałam gorączkę, gdy zdiagnozowano u mnie COVID. W tym roku nagle temperatura mojego ciała zaczęła osiągać wartości normalne dla zwykłego człowieka. A od lipca przez większość czasu miałam temperaturę między 37 a 37,5 stopnia Celsjusza. Od tygodnia moja temperatura sięga do niewiele ponad 38 stopni Celsjusza. Wygląda na to, że po 20 latach wyszłam wreszcie ze stanu obniżonej temperatury ciała. Mówiąc bardziej w języku Kundalini – w wieku 12 lat w przewagę wszedł kanał Ida Nadi, natomiast w wieku 32 lat wreszcie otworzył się kanał Pingala Nadi, który ma wielką rolę w procesie Kundalini.
Teraz czuję się lepiej niż rano. Zdecydowanie to, co działo się rano było dla mnie wielkim pokazem działania Kundalini. Dzisiaj i od kilku dni najbardziej czuję głowę. Twarz. Ale to dzisiejsze rozrywające ciśnienie w głowie, a później uczucie palącej się głowy przez wiele godzin to doświadczenie, jakiego nie tylko nie spodziewałam się, ale też nie spodziewałam się, że jestem na tyle silna, by coś takiego znieść w spokoju i miłości. To, co odczuwam w tej chwili, a więc ciągle głowę, czaszkę, kości to jest jakby nic, a to naprawdę promieniuje silnym bólem.
Jestem w szoku. Być może to widać, kiedy czyta się ten wpis. Mimo tego bólu jestem szczęśliwa, bo czekałam na coś większego, aż zdarzy się coś bardziej znaczącego.
Transformacja ciała, by stało się lepszym kanałem, lepszym przewodnikiem elektronów, oczywiście, że wiąże się z bólem, ze zmianami, ale też mając możliwość odbierania większych zasobów energetycznych jesteśmy w stanie dostrzegać więcej, czuć więcej, stajemy się bliżsi oświecenia!
Więc jestem bliżej! Mogę więcej! Potrafię więcej!
Marzę o tym, by móc pomagać na większą skalę, by móc uzdrawiać lepiej, bardziej, szybciej. Oczywiście, że chcę być możliwie najlepszym kanałem i wierzę, że jestem możliwie najlepszym kanałem dla światła, dla najwyższych wibracji, dla energii Źródła.
Transformacja, by być jeszcze bardziej wydajną to dla mnie cudowna nagroda, za którą jestem wdzięczna. I zniosę każdy ból, jeżeli ma być on wynagradzany umiejętnościami, które pozwolą zmienić świat na lepszy!