Szum. Uwielbiam szum. Uspokaja mnie. Szum morza, szum drzew, szum maszyn, szum samochodów. Od najmłodszych lat miałam ciarki i wpadałam w błogość, gdy słyszałam ten rodzaj dźwięku. Pamiętam, gdy kładłam się na wersalce, jako małe dziecko, gdy mama włączała odkurzacz. Była to wspaniała chwila, podczas której wpadałam w trans. Uwielbiałam też pracować przy maszynach. Pracowałam niemalże automatycznie, podczas gdy dźwięk głęboko mnie relaksował. Byłam świetna w wykonywaniu obowiązków. To dźwięk ludzkich głosów wytrąca mnie z równowagi, sprawia, że jestem rozkojarzona i popełniam błędy. Zatem od młodych lat wiedziałam, że chcę pracować przy maszynach. Przy komputerach. Przyjemnie szumią chłodzące wentylatorki. A bynajmniej szumiały, gdy byłam młodsza i miałam komputer stacjonarny. Obecnie, pracując, kładąc się spać, czytając potrzebuję mieć otwarte okna. Dźwięk samochodów pozwala mi się skupić, bądź uspakaja mnie tak bardzo, że zasypiam w błogości.
Być może powyższa kwestia ma związek z tym, że jestem osobą silnie introwertyczną. Nawet dzisiejszy test wykazał, że jestem introwertykiem w 86%. Zgadza się. To ja.
Klienci najbardziej rozwijają moje społeczne oblicze. Styczność z wieloma osobami, pochodzącymi z różnych środowisk, mających swoje własne światy, jakże odmienne od siebie daje mi sposobność sięgania głębiej w ludzką naturę, aniżeli tę powierzchownie widzianą. Jestem obserwatorem. Jestem też sędzią. Analitykiem. W myślach dzielę ludzi na kategorie.
Różnimy się. Są osoby, z którymi jesteśmy mniej i bardziej kompatybilni. Odkrywamy to poprzez próby, sytuacje, zdarzenia. Człowiek ambitny bywa otwarty na doświadczenia. Ciekawość popycha go do chęci nawiązania kontaktów z innymi. Poszukuje relacji, w których będzie czuł się dobrze. Będzie czuł, że rozwija się. Dobrze jest mieć znajomych, którzy nas popychają, wznoszą, motywują.
Terapeuta ma pomagać, uspokajać, uzdrawiać. Terapeutą może być przyjaciel, znajomy, przypadkiem spotkana osoba. Terapeutycznie może działać dźwięk – czy to jako, np. wcześniej wspomniany szum, czy muzyka, szept, ćwierkanie, dzwonki… Terapeutycznie może działać oglądanie ognia, zieleni… Terapeutycznie oddziałuje dotyk – położenie dłoni na ramieniu, przytulenie się. Terapeutycznie działa sen. Wiele czynności nas uzdrawia. Tak łatwo je zauważyć. Bo wówczas czujemy się dobrze, bezpiecznie…
Kategorie ludzi, o których wcześniej wspomniałam, to przede wszystkim podział na osoby, które działają na nas pozytywnie, oraz podział na osoby, przy których czujemy się negatywnie. Nawet, jako terapeuta, nie daję trzeciej szansy osobie, która oddziałuje jak wampir energetyczny. Takie osoby nie otwierają się na sesje. Są bardzo poblokowane i nie przejawiają chęci na zmiany. Z pewnością każdy z nas miał styczność z kimś, kto nie daje sobie pomóc. On tak naprawdę tego nie chce. Oczekuje litości, opieki i nie ma zamiaru tego stanu zmieniać. Nagle, zdrowiejąc, ma wrażenie, że straciłby uwagę innych, ludzie przestaliby mu współczuć, być dla niego mili, głaskać go po głowie.
Dlaczego nazwałam ten wpis próbą? Ponieważ wszystko to, co nas spotyka, jest próbowaniem, doświadczaniem, analizowaniem i wyborem. To jest wspaniałe. Mamy możliwość przeżycia tego, na co się odważymy, na co pozwala nam wyobraźnia, na co nakierują nas pragnienia. To my sami dokonujemy największych wyborów. W każdej chwili. Mamy swoje małe światy, w których jesteśmy stwórcami, władcami. Mamy wyobraźnię. Nasze myśli zamieniamy w rzeczy namacalne.
Podejmujemy próby zaprojektowania własnego środowiska w możliwie najbardziej dla nas komfortowe. Podbijamy świat swoimi ideami, zdolnościami. A to są zrealizowane marzenia. To, co zaczęło się w naszych myślach.
Próba to poszukiwanie, badanie, weryfikacja… Czy to jest dla mnie? Czy czuję się z tym komfortowo? Czy chcę to rozwijać? A może spróbuję alternatywnej opcji? Co jest lepsze? Mam wybór.
Życie jest czymś wspaniałym. Wszystko nas uczy. Każde zdarzenie. W mniejszym, lub większym stopniu. Mogę z dystansem obserwować zachowania innych i na podstawie wyciągniętych wniosków, stosować, bądź unikać takiego podejścia.
W życiu są elementy przyjemne. Różnego rodzaju. Mogą być bardzo indywidualne. Tak, jak moje wpadanie w trans na dźwięk urządzeń. Trudno mi uwierzyć w to, gdy ktoś całkowicie neguje wartość istnienia. Moim zdaniem nie warto tracić swojego czasu na taką osobę. To osoby chwytające dzień, dostrzegające pozytywy w najprostszych rzeczach, zdarzeniach warte są naszej atencji.
Jako introwertyk zwracam ogromną uwagę na ludzi, z którymi decyduję się pozostać w kontakcie. Dobieram znajomych, klientów w taki sposób, by obie strony czuły się komfortowo w swoim towarzystwie. To takie osoby będą odbierać uzdrawiające oddziaływanie sesji. A sesją może być nawet zwyczajne spotkanie w parku, w pracy…
Wymiana energii następuje nieprzerwanie. Z różną intensywnością. Dbajmy więc o swoje otoczenie, by nie zakłócać swojego pola oddziaływaniem negatywnych emocji.